Cadogan
Dołączył: 14 Lut 2006
Posty: 486
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Grupa trzymająca władzę
|
Wysłany:
Wto 20:40, 09 Maj 2006 |
|
Nie mojego niestety.
"Anomalie fantastyczne i ich skutki"
"Swawolna pieśń o namiętnym krasnoludzie"
Był raz krasnal, amant wielki,
otaczały go sukienki;
Elfie panny, ludzkie damy
pod spojrzeniem jego mdlały.
Wciąż uwodził, chwalił wdzięki,
wciąż przysyłał kwiatów pęki.
Każdej nocy skrzat namiętny
wizytował u panienki.
Towarzysze, zazdrośnicy
raz uknuli gdzieś w piwnicy:
"Trza krasnala wnet się pozbyć,
bo nam wszystkie wychędoży!"
Elfi magik, mądra głowa
cycki sobie przymontował,
rzyć w sukienkę krótką wcisnął
i do ucha skrzata pisnął:
"Elokwencja i bicepsy!
Gdzieżby amant mógł być lepszy!"
Krasnal mile połechtany,
wnet opuścił inne damy;
Nieświadomy wciąż przekrętu,
wziął jelfa do apartamentu.
Już to krasnal miał chędożyć,
przebieraniec dobył nożyk.
Z jednym pchnięciem wprost w podbrzusze,
duch z krasnala chyżo uszedł.
Tak się kończy los krasnala
który damy wciąż rozpalał.
"Ballada o złośliwym elfie"
Bohaterem w tej piosence
będzie elf złowrogi wielce.
Nie był on ci romantyczny
i miał umysł sadystyczny.
Był ponury, kopał kotki,
pod butami gniótł stokrotki.
Z pobratymców się naśmiewał
bowiem wielbią oni drzewa.
Stroił żarty też z krasnali:
śmiał się, że są taaacy mali,
że wciąż żłopią piwsko, wino
poprawiając miodu krzyną.
Trolli również nie zostawił:
twierdził, że są zbyt niemrawi;
że bezmózgie z nich istoty
i że z nimi wciąż kłopoty.
Elf tak obelgami władał,
że nikt za nim nie przepadał.
Chociaż lepszym określeniem
byłoby "znienawidzenie".
Raz mu elfy romantyczne
postawiły swe wytyczne
zachowania i postawy,
by nie wyszło z tej zabawy
zabłąkanych przez przypadek
parę strzał wprost w jego zadek.
Ostrzegały też krasnale,
By tak śmiejąc się zuchwale
baczył na swe epitety
By nie wkurzyć tym Atlety.
Mógłby bowiem stracić głowę
w pojedynku honorowym.
Elf złośliwy miał to za nic,
drażnił wszystkich wciąż do granic.
Nadal sen im spędzał z powiek
ten zuchwalec, co się zowie.
Tak więc zakończyły sprawę
trolle ponoć zbyt niemrawe.
Dał elfowi ludek skalny
pouczenie niebanalne.
Ciosy dwa maczugą w głowę
Odebrały jelfowi mowę.
Z przyczyn bardzo tajemniczych
nie przeszkadzał więcej w niczym.
Morał z piosnki, drogie dzieci
Już nam tu na skrzydłach leci:
Jeśli bywa ktoś niemiły
Trza brutalnej użyć siły.
"Przyśpiewka o trollu myślicielu"
Koło drogi, na kamieniu
siedział troll wciąż w zamyśleniu.
Zamiast w stylu swoich braci
żądać, by przechodzień płacił
mu za przejście pieniądz ciężki,
kontemplował koło ścieżki.
Z ręką wspartą na kolanie,
z głową wspartą znowuż na niej
kontemplacji się oddawał;
Rzadko kiedy z głazu wstawał.
I tak siedząc lata całe
nie spostrzegłszy, że wspaniałe
wokół niego miasto kwitnie,
nadal tkwił w swojej modlitwie,
zaś mieszkańcy grodu tego
tak przywykli już do niego,
że go za statuę brali
i jak kamień traktowali.
Raz to w czasie oblężenia,
kiedy brak było kamienia,
by wyłomy wciąż naprawiać
posągi jęto przerabiać.
Takoż wzięto się za trolla,
lecz on ciągle kontemplował.
Stał się muru elementem
troll, co był ewenementem.
Pamiętajcie: od myślenia
człowiek jest niczym z kamienia.
Morał do "Anomalii fantastycznych i ich skutków"
Przyjacielu, bajki takie
niosą prawdy wielorakie:
Głowę mając ponad braci
bacz, byś głowy tej nie stracił.
Bo z gdakania wśród indyków
problemów jest wciąż bez liku.
Nie na próżna się męczyła
Natura, gdy cię tworzyła,
więc uważaj na jej prawa,
gdy znów łeb będziesz wystawiał.
"Bajka o smoku co miał szczęście"
Żył raz smok już bardzo stary
Co niegdyś rycerzy chmary
Kładł jednym ognistym tchnieniem.
Teraz w jamie nad strumieniem
Legł wśród skarbów zatrzęsienia,
Chłopi zaś z przyzwyczajenia
Prowadzali mu wciąż krowy,
Świnie, czasem białogłowy...
Więc ów smok bardzo wiekowy
Wiódł wciąż żywot luksusowy.
Tak się jednak raz złożyło
Że się we wsi pojawiło
Dwóch rycerzy dzielnych, młodych;
Poczynili więc zawody
Kto pierwej z nich dopadnie smoka,
wróci z jego głową w trokach.
Toteż osiodłali konie
Przybrali się w hełmy, zbroje,
W mieczyska się uzbroili
I po chwałę wnet ruszyli.
Każdy zdążył własną droga
Obdarzywszy miną srogą
Rywala na pożegnanie,
Każdy pewien swej wygranej.
Pierwszy pędził ile siły-
W końcu to wyścigi były.
Toteż konia wciąż poganiał
Choć ten się na nogach słaniał
Drugi znowuż dla odmiany
Bardziej był opanowany.
Skrzętnie trasę zaplanował,
Po czym lekko pokłusował.
Jakież było ich zdziwienie,
Gdy przy jamie nad strumieniem
Obaj równo się zjawili.
Tak się wtedy wraz zeźlili,
Że dobyli swoich mieczy.
Jeden jął drugiego sieczyć,
Tamten dłużny nie zostawał,
Też na niego wciąż nastawał.
Smok głosami wywabiony
Patrzył na to przykulony,
Bowiem walki perspektywa
Strachem wnet go przepełniła.
Lecz rycerze dzielni, śmiali Sami się wyzabijali,
Bo nastając tak mieczami
Wzajem się ponadziewali.
Smok popatrzył, rzekł nieśmiało:
"Znowu jakoś się udało...",
po czym wolno się obrócił
i na górę złota wrócił.
"O smoku potwornym i dziewicy jeszcze straszniejszej"
Była raz malutka wioska,
Pokojowa i beztroska,
Co to wobec, wszem słynęła
Z tego, ze w niej dziewic nie ma.
Tak to we wsi było bowiem,
Że tu każdej białogłowie
Wciąż wesele w myślach było.
Szybko więc się to iściło,
Bo młodzieńcy nieroztropni
W związkach też byli pochopni.
Gdy raz smok przybył nad wioskę,
Mącąc spokój i beztroskę
Od razu zażądał dziewic.
Wszyscy bardzo się przejęli,
Lecz powiedział wnet chłop jeden:
"Naraz upiec dwie pieczenie
okazja nam się nadarza.
Ślijcie po córkę młynarza!"
Mówią, że każda potwora
Znajdzie swego amatora,
Lecz gdy widzą tą dziewoję
Wycofują słowa swoje:
Rozczochrana, nieumyta,
czarnymi zębami zgrzyta,
twarz przebrzydła, skóra blada,
zachrypniętym głosem gada,
co się tuszy zaś ma tyczyć,
nikt nie zdołałby jej zliczyć.
Wiec gdy smok ją wzrokiem przeszył,
zaczął łzawić, wnet się speszył,
jął przepraszać całą wioskę
za fatygę i za troskę,
mówił, ze już lecieć musi,
by rycerzy zbyt nie kusić.
Wieś krzyknęła jednak chórem,
że się zbiera na wichurę,
że powinien raczej zostać,
bo go piorun jeszcze schłosta,
a posiłek ma gotowy
z pierwszorzędnej białogłowy.
Smok wnet zaczął panikować,
Pragnął głowę w piasek schować,
Lecz zapomniał on pechowo,
Że kamienie ma pod głową.
Toteż wcale nie dziwota:
Smok śmiertelnie łeb zgruchotał.
A jak stała, stoi wioska
Pokojowa i beztroska.
(choć i w takich wsiach się zdarza
kłopot jak córka młynarza).
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|